DRZEMKA

 
  MORZE, zapewne wskutek zawartej w nim soli, nadaje szorstkość zewnętrznej powłoce swych sług, lecz

zachowuje slodycz ich ducha.

Joseph Conrad
 
 
W latach sześćdziesiątych pływało jeszcze w polskiej flocie sporo statków typu ”Liberty” – parowców wojennej budowy przeznaczonych na jedną podróż przez Atlantyk. Nieskom -plikowana budowa, solidne wykonanie oraz parowy napęd sprawiły, że okres ich eksploatacji przedłużył się ponad wszelkie oczekiwania. Dożywały swoich dni w rożnych flotach świata wraz z załogami wśród których było sporo dziwaków i  oryginałów. Życie na tych statkach było spokojniejsze niż na nowoczesnych motorowcach. Cicho pracująca maszyna parowa, brak drgań i długie postoje w portach sprawiały, ze ludzie pracowali tam chętnie i po urlopach wracali zżyci z poczciwymi ”parówkami.”

Pan Franciszek od lat był starszym mechanikiem na parowcach, a ”liberciaki” upodobał sobie szczególnie. Zażyw -ny, rumiany, o miłej twarzy rozjaśnionej zwykle życzliwym uśmiechem zbliżał się powoli do emerytury wraz ze swoim wyeksploatowanym parowcem. Miał pan Franciszek w zwy -czaju opowiadać rożne historie, jak zwykle starsi panowie. Podległy mu dział maszynowy trzymał silną ręka, a  opowieści morskie snuł zazwyczaj... w kuchni okrętowej skarżąc się czasem łagodnie na swoich podwładnych.

Pewnego razu drugi mechanik podczas pełnienia wachty zasnął w swojej kabinie. Na dole w maszynowni co prawda pracowali palacze i smarownicy zwani tak od wykonywanych czynności – smarowania olejem pracujących części maszyny parowej – ale, jak wiadomo, kot śpi – myszy dokazują. Było to więc wykroczenie, a karą mógł być wpis do dziennika maszynowego  i  okrętowego  co  oznaczało  klopoty  w  przed -siebiorstwie. Pech chciał, że starszy mechanik, pan Franciszek, właśnie potrzebował ”Drugiego.” Szukał go w maszynowni – nie było. Zapukał do kabiny – cisza. Ponieważ bulaje – okna kabiny ”Drugiego” wychodziły na pokład główny, obszedł kabinę dookoła i zajrzał do środka. Drugi mechanik spal na kozetce. Wziął więc pan Franciszek kij od szczotki i przez uchylony bulaj dźgnął potężnie śpiącego. Zasapał się  i  po -czerwienial na twarzy z wysiłku ale  i  z  pasji.

- Panie tak! – zaczął swoim zwyczajem, ale tym razem falsetem ze zdenerwowania – panie tak! Panie ”Drugi”! Natychmiast do maszyny!

I później już spokojnie wieczorem w kuchni opowiadał:

- Panie niby tak – drugi mechanik! Panie tak – młody człowiek... Na wachcie śpi... A kiedy go, panie, obudziłem to jeszcze na mnie nakrzyczał! Że wcale nie śpi! Tylko drzemie... I co ja mam z takim zrobić? Przecież do dziennika go nie wpiszę...