zachowuje slodycz ich ducha. Pan Franciszek od lat był starszym mechanikiem na parowcach, a ”liberciaki” upodobał sobie szczególnie. Zażyw -ny, rumiany, o miłej twarzy rozjaśnionej zwykle życzliwym uśmiechem zbliżał się powoli do emerytury wraz ze swoim wyeksploatowanym parowcem. Miał pan Franciszek w zwy -czaju opowiadać rożne historie, jak zwykle starsi panowie. Podległy mu dział maszynowy trzymał silną ręka, a opowieści morskie snuł zazwyczaj... w kuchni okrętowej skarżąc się czasem łagodnie na swoich podwładnych. Pewnego razu drugi mechanik podczas pełnienia wachty zasnął w swojej kabinie. Na dole w maszynowni co prawda pracowali palacze i smarownicy zwani tak od wykonywanych czynności – smarowania olejem pracujących części maszyny parowej – ale, jak wiadomo, kot śpi – myszy dokazują. Było to więc wykroczenie, a karą mógł być wpis do dziennika maszynowego i okrętowego co oznaczało klopoty w przed -siebiorstwie. Pech chciał, że starszy mechanik, pan Franciszek, właśnie potrzebował ”Drugiego.” Szukał go w maszynowni – nie było. Zapukał do kabiny – cisza. Ponieważ bulaje – okna kabiny ”Drugiego” wychodziły na pokład główny, obszedł kabinę dookoła i zajrzał do środka. Drugi mechanik spal na kozetce. Wziął więc pan Franciszek kij od szczotki i przez uchylony bulaj dźgnął potężnie śpiącego. Zasapał się i po -czerwienial na twarzy z wysiłku ale i z pasji. - Panie tak! – zaczął swoim zwyczajem, ale tym razem falsetem ze zdenerwowania – panie tak! Panie ”Drugi”! Natychmiast do maszyny! I później już spokojnie wieczorem w kuchni opowiadał: - Panie niby tak – drugi mechanik! Panie
tak – młody człowiek... Na wachcie śpi... A kiedy go, panie, obudziłem
to jeszcze na mnie nakrzyczał! Że wcale nie śpi! Tylko drzemie... I co
ja mam z takim zrobić? Przecież do dziennika go nie wpiszę...
|